Najwyższa pora się przyznać!
Śpiewam sobie...
i sąsiadom
zapewne, bo jak mnie weźmie na wycie to na całego.
Repertuar mam rozbudowany od popu do metalu, w zależności od humoru.
Dzisiaj np. zaczęłam od Cher Walking in Memphis potem elegancko przeszłam do Shoop Shoop shoop tejże, a następnie zboczyłam na stary dobry Bon Jovi i wywyłam kolejno: Runaway, You give love bad name, Bad medicine (szczególnie bolesne dla sąsiadów, bo niestety nie umiem tak wyciągać - tak między Bogiem a prawdą, to ja w ogóle nie umiem wyciągać). No ale cóż.
Śpiewam kiedy jestem szczęśliwa, śpiewam kiedy mam dobry humor, śpiewam pod nosem w busie, czasem nucę w drodze, śpiewam do garów jak je myję:)
Na szczęście zdaję sobie sprawę z miałkości talentu, więc do żadnego programu muzycznego- gdzie śpieeeewam i tańczę i jeeeeem pomara...ekhm...bigos - się nie wybieram.
Tak sobie myślę, że zakończę dzisiaj popisy wokalne mocnym akcentem:
Edguy The piper never dies
Rozbawił mnie dzisiaj ten filmik:
:)
Do napisania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz