czwartek, 1 września 2011

Transformacja - 1


Jak inaczej nazwać codziennie lub okazyjne czarowanie przed lustrem :)
 Każda z nas zaczyna dzień od transformacji!
Do dzieła!
Zamierzam podzielić się z Wami moim doświadczeniem zdobytym w świecie makijażu.
Nie jestem po szkole wizażu, nie robiłam kursów, ale make-up to moje hobby i od kilku lat sporo się podciągnęłam w tej kwestii. Może właśnie dlatego, że nie znam żargonu makijażystek i właściwie wszystkiego uczyłam się sama na sobie moje uwagi i rady będą przydatne :)

AKCESORIA
Zacznę od tego co jest potrzebne żeby się udało. 
Przede wszystkim dobre lusterko w dobrym miejscu. 
Niby nic, a jednak robi różnicę. 
Wiadomo, że najlepiej malować się przy oświetleniu zbliżonym do tego, w którym makijaż będziemy nosić. W łazience światło jest inne niż w pokoju, dlatego moją toaletkę umieściłam pod oknem w sypialni, tak żeby widzieć dokładnie jak wyglądam. Niestety w łazience zawsze wyglądam lepiej niż w świetle dziennym :P 
A potem odkryłam zalety lustra powiększającego. 
Przyznaję, że do tej pory unikałam go jak ognia, bo widać w nim więcej, a która z nas lubi gapić się na swoje cienie pod oczami czy wypryski? No właśnie. 
Unikałam jak ognia, aż się przemogłam. 
Bo zasada jest prosta. 
Makijaż wykonywany w lusterku powiększającym jest dokładniejszy i nawet jeśli wypatrzymy niedoskonałości i je zatuszujemy, nikt ich gołym okiem nie zobaczy :) 

Ja swoje lusterku kupiłam w IKEI:

Nie wiem jak mogłam się bez niego obywać!
Teraz jest moim nieodłącznym przyjacielem :)

Do napisania!

środa, 31 sierpnia 2011

Śpiewam sobie

Najwyższa pora się przyznać!

Śpiewam sobie...
i sąsiadom 
zapewne, bo jak mnie weźmie na wycie to na całego. 
Repertuar mam rozbudowany od popu do metalu, w zależności od humoru. 
Dzisiaj np. zaczęłam od Cher Walking in Memphis potem elegancko przeszłam do Shoop Shoop shoop tejże, a następnie zboczyłam na stary dobry Bon Jovi i wywyłam kolejno: Runaway, You give love bad name, Bad medicine (szczególnie bolesne dla sąsiadów, bo niestety nie umiem tak wyciągać - tak między Bogiem a prawdą, to ja w ogóle nie umiem wyciągać). No ale cóż. 
Śpiewam kiedy jestem szczęśliwa, śpiewam kiedy mam dobry humor, śpiewam pod nosem w busie, czasem nucę w drodze, śpiewam do garów jak je myję:)
Na szczęście zdaję sobie sprawę z miałkości talentu, więc do żadnego programu muzycznego-  gdzie śpieeeewam i tańczę i jeeeeem pomara...ekhm...bigos - się nie wybieram.  
Tak sobie myślę, że zakończę dzisiaj popisy wokalne mocnym akcentem:
Edguy The piper never dies

Rozbawił mnie dzisiaj ten filmik: 

:)
Do napisania!